Maraton w Bratysławie, w którym wczoraj brałam udział był dla mnie pierwszym zagranicznym startem no i oczywiście biegiem z mnóstwem atrakcji na trasie.
Pierwszą i podstawową „atrakcją” był upał w jakim przyszło nam biec. 23 'C. Pierwsze kółko (trasę maratonu stanowiły dwa okrążenia po ok. 21 km) biegłam z założonym tempem na 3h25′, niestety po 28 km złapała mnie kolka, ot kolejna „atrakcja”. Około 30 km zaczęły mnie łapać skurcze łydek i tak na przemian raz lewa, raz prawa. Uwierzcie – kolka boli i utrudnia bieganie, ale napady skurczy to dopiero masakra. Każda podjęta próba przyspieszenia kończyła się większym skurczem. Myśl, żeby zejść z trasy pojawiała się częściej niż przebyte metry i tutaj zabrakło mi odwagi jaką wykazał się Paweł, który biegł z przeziębieniem i u którego rozsądek jednak zwyciężył i zszedł z trasy. Ja uparcie twierdziłam, że przecież to tylko 10 km. Biegłam więc przed siebie nie rozglądając się na boki, bo nie miałam już na to siły. Jeszcze 6…5…4…3… i kilometr … i meta. Przy przekraczaniu mety tak mi piknęło w tej mojej zmęczonej głowie, że coś za szybko znalazłam się na mecie, ale nawet nie miałam siły się nad tym zastanawiać. W życiu nie dobiegłam tak styrana i zmęczona na metę jak na tym maratonie, a kilka mam już za sobą. Czułam każdy mięsień w nogach, które próbowałam jakoś stawiać, żeby nie czuć skurczy łydek przez co tak naprawdę zaczęły się one pojawiać także w udach. Marzyłam, żeby się tylko zmieścić w 3h45′. Wiedziałam że ostatnie 10 km zaprzepaściły nadzieję na życiówkę, więc jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że mam czas 3.21.30 i 10 miejsce w kategorii open kobiet.
Jednak przez cały czas coś nie dawało mi spokoju. Ten wynik był niemożliwy do osiągnięcia przez kolki i skurcze na ostatnich kilometrach. Kiedy sprawdziłam odczyt z zegarka to okazało się, że brakuje mi dwóch kilometrów. I tu pytanie: „Jakim cudem? – Przecież przez cały czas za kimś biegłam. I ktoś biegł za mną, więc nie pomyliłam trasy biegu. Tak więc z przykrością stwierdzam, że niestety oficjalny wynik jest błędny. Jest to prawdopodobnie wynik bez uwzględnienia 2 km.
Tylko co się z nimi stało? Zgubić się na trasie maratonu jest podobno niemożliwe zwłaszcza jak się biegnie w tłumie biegaczy.
No ale cóż. I tak jestem z siebie dumna. Jak nie za rok to za dwa wrócę do Bratysławy zmierzyć się jeszcze raz na trasie maratonu. Przykro mi, że niestety wynik który tak wszystkich cieszył jest nieaktualny. Trudno, może kiedyś uda się taki osiągnąć. Jak na razie wynik 3.30.14 który uzyskałam na maratonie w Poznaniu w 2016 r. został niepokonany.
„Bratislava Marathon” był moim 7 maratonem i pierwszym, podczas którego przemknęła mi myśl „nigdy więcej”. Na szczęście drugi dzień przyniósł następną myśl, że pora przygotowywać się do Cracovia Maratonu.
Bo biegacze to tacy ludzie, którzy długo nie rozmyślają o tym co było tylko idą (biegną) do przodu. Szczególne przeprosiny należą się przyjaciołom z ROZBIEGANE DOBCZYCE. może kiedyś dojdę do takiego wyniku jak 3.21.30 ale ten na pewno nie był zasłużony.
Anna Drzyzga-Błaszczyk
Informacje przed VI Mini Festiwalem Biegowym o „Złotą Kózkę”
11.06.2024Zmiana statusu stowarzyszenia ROZBIEGANE DOBCZYCE
02.02.2024Wicemistrz w skarpetkach i puchar w przedszkolu
08.10.20186 października w bliskiej nam Wieliczce na Małopolskiej Arenie Lekkoatletycznej odbyły po raz pierwszy zawody pn. Run Salt Cup w ramach których przeprowadzono Puchar Polski Dzieci w biegach na dystansach od 60 m do 1 km oraz I Amatorskie Mistrzostwa Polski w biegu na 100 metrów. Nie mogło zabraknąć rodziny Rozbieganych i to w dosłownym znaczeniu!
Czytaj dalejosób w RD
dniem wspólnych biegów
maratonów
zorganizowane wydarzenia